środa, 3 kwietnia 2013

Logistyka bezdomności - Czyli jak przeżyć za 3euro dziennie na wyprawie rowerowej

Tak jak pisałem wcześniej, chciałbym, żeby blog miał luźną formułę, z częstymi retrospekcjami oraz innymi śmiesznymi lub bardziej poważniejszymi historiami. Mówi się, że podróż, to jedyna rzecz, którą można kupić i nie traci ona na wartości. Co zrobić jednak kiedy nadal chcemy konsumować, a nie posiadamy gotówki? Chciałbym w skrócie przedstawić parę aspektów mojej "logistyki bezdomności". 
Kiedy po raz pierwszy wyjechałem na wyprawę z prawdziwego zdarzenia (wtedy dookoła Polski) - zaplanowałem każdy kilometr, każdy profil wysokościowy oraz nocleg. Wydawało mi się to wtedy jedyną słuszną i bezpieczną opcją, gdzie całą uwagę mogę poświęcić na jeździe. Początkowo, przez parę dni trzymałem się stricte planu. Potem zaczęły się schody - załamanie pogody w Tatrach, awarie roweru, spadek morale etc. Zacząłem bookować schroniska na chwilę przed przyjazdem, co znacznie uprzyjemniło mi wyprawę - poczułem większą niezależność i swobodę. Później zacząłem zmieniać trasę, także znienacka, co także dodało bluesa ;)
. Co jednak zrobić, kiedy jesteśmy poza granicami (zwłaszcza zachodnimi), bez większej gotówki i chcemy planować sen spontanicznie? Odpowiedź nasuwa się prosta : namiot! Nauczyłem się jednak, że to ostateczność. Po całodniowej podróży, zmęczeniu, nie ma wielu rzeczy bardziej demotywujących, niż rozkładanie namiotu - zwłaszcza w perspektywie nocnych opadów albo silnego wiatru. Podobnie rano - świadomość pakowania się, składania namiotu rozleniwia do dłuższego snu. Zostaje więc... squating. Mi zazwyczaj wystarczy każde miejsce osłonięte od wiatru i deszczu, co już w zupełności wystarczy do spokojnego snu. Lenistwo, połączone z oszczędnością i lekką dozą dodatkowej adrenaliny. Oczywiście bardzo rzadko squatuję w miastach, bo trafiłbym pewnie na "niezależne centrum kultury alternatywnej"

Kiedy się ściemnia, po prostu rozglądam się za noclegiem. Kilka przykładów i ulubionych miejsc

1) Nieistniejące granice w strefie Schengen. W większości przypadków budynki są opuszczone, a jeżeli toczy się jakieś życie, to raczej w formie ograniczonej. Sprawdziłem już parokrotnie, w tym nawet całkiem niedawno na granicy francusko-belgijskiej.
2) Domki dla dzieci na placach zabaw. Bardzo popularne szczególnie w Niemczech i krajach Beneluxu. Często bardzo małe i niskie, ale zazwyczaj te 2m długości chociaż mają
3) Dworzec kolejowy. Raczej ostateczność i oczywiście nie dotyczy większych miejscowości. Ma raczej zastosowanie w krajach wschodnich - często stacjonuje tam dróżnik/zawiadowca, wystarczy poprosić.
4) Domki ogrodowe przy marketach budowlanych. Baaaaardzo popularne za Zachodzie, jednak nie zawsze otwarte. Podczas jednego z noclegów podczas ubiegłorocznej wyprawy przez Holandię, zorganizowałem sobie też grubą rolkę wełny izolacyjnej. Tak się dobrze spało, że obudzili mnie pracownicy marketu o 8 rano... kawą ;)
5) Niedokończone budowy, zwłaszcza takie, które sugerują bankructwo właściciela. Nie trzeba się wtedy bać żadnych psów, ochroniarzy, alarmów - ale trzeba bardziej zwrócić uwagę na stan techniczny budynku.

Wiem, że brzmi niebezpiecznie - ale uważam, że mimo wszystko to bezpieczniejsze niż namiot, bo mam dużo większe pole widzenia, oraz także mogę bardzo szybko się ewakuować w razie niepewności - choć jeszcze się to nie zdarzyło. Mam plan robić teraz zawsze pamiątkę (fotkę) po takich "włamaniach" ;)

Parę fotek

Ianca (Rumunia) - Wygląda to na jakiś kiosk podczas festynu lub coś podobnego. W głównym parku obok sceny.

Rugia (Niemcy) - Po lewej zatoka, jachty, morze a tutaj bardzo ładny 2-os domek :)


  
Bray-Dunes (Francja) granica BEL-FRA. Stacja przeszła na tryb samoobsługowy, budynek służył pewnie za stary magazyn jednego z także zamkniętych sklepów z ćmikami. Gdyby nie przymrozki w nocy to budynek idealny, w którym nawet działało gniazdko elektryczne - przyjemność obejrzenia filmu na sen, bezcenna :)

Szkoda, że wielu niesamowitych miejscówek nie sfotografowałem, ale obiecuję poprawę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz