A więc.
#1 31.03.2013 - Trasa rowerowa Terneuzen - Gent - Ooudenarde - Gent - Terneuzen ok 155km
Dlaczego taka trasa? W Ooudenarde był wyścig kolarski Tour de Flanders, belgijski klasyk ze światową czołówką
Pierwsze kilkanaście km trochę "na czuja", nie sprawdzałem konkretnie trasy - trzymałem się oznaczeń, jakich w Holandii pełno. Po dojechaniu do kanału (swoją drogą przeogromny), jechałem już wzdłuż jego brzegu, aż do Gent. Początek trasy mimo sprzyjającego wiatru, zaskakująco wolny - nie przekraczałem raczej 20km/h.
Po Gent, jak i po całej Belgii nie spodziewałem się niczego niesamowitego. Oczywiście jak często bywa w takich sytuacjach, Belgia, a właściwie to Flandria zaskoczyła mnie in plus w paru dziedzinach.
1) Niesamowita infrastruktura rowerowa - do rowerów szosowych zdecydowanie lepsza niż w Holandii! Wydzielone pasy asfaltowe po obu stronach jezdni, mało utrudnień, świateł etc.
2) Gent, jako bardzo klimatyczne i malownicze miasteczko
3) Wydaję się, że widać więcej życia i spontaniczności wśród mieszkańców niż w południowej części Holandii. Na ulicach były całe tabuny ludzi, także w strojach ludowych
4) Duża ilość małej gastronomii i Nachtwinkel (sklepów nocnych) - od razu czuć studencki klimat ;)
Parę fot z Gent (pierwsza fota z powrotu, przy znacznie lepszej pogodzie). Niestety jakość nie powala, foty z 3-letniej komórki Sony-Ericsson.
Przy wyjeździe z Gent była godzina ok. 13:30 i musiałem podjąć ważną decyzję, czy próbuję zdążyć na wyścig czy rezygnuję. Jako, że poddawać się nie lubię, mimo słabego czasu i bólu w prawy kolanie ruszyłem dalej. Upór został wynagrodzony, bo łatwo znalazłem ładną ścieżkę rowerową, wzdłuż rzeki aż do samego Ooudenarde. Miasto w promieniu ponad 1km od centrum jakby opuszczone - cisza, spokój, dziwna aż pustka. Gdy dojechałem bliżej mety wiedziałem dlaczego. Całe miasto żyło tym wydarzeniem. Wszędzie rozdawane małe flagi Flandrii oraz łapki sponsora. Pełno ludzi w ogródkach piwnych przy telebimach. Miałem szczęście, do mety zawodnicy mieli jeszcze niecałą godzinę. Żałuję tylko, że nie dysponowałem gotówką (pojechałem z 0,30E w portfelu:), bo sprzedawano ładne ciuchy kolarskie w cenach bardzo outletowych (od 15E za komplet - pełna rozmiarówka). Przynajmniej będę miał motywację, aby wybrać się na jeszcze jakieś flandryjskie ścigania ;)
Co do wyścigu, wygrał Cancellara przed faworytem Saganem. Foto zapożyczone z peleton.pl ;)
W okolicach mety dobre parę tysięcy ludzi. Domyślam się, że miejsc w hotelach nie starczyło. Czuć było atmosferę kolarskiego święta. Przynajmniej się nie czułem jak odmieniec na rowerze ;)
Ok 17:30 ruszyłem w drogę powrotną. Jako, że czekała mnie długa trasa, skróciłem sobie drogę krajówka. Był to strzał w "10" - bo mimo, że droga dwupasmowa, miała wydzielone ładne pasy rowerowe. Do Gent praktycznie doleciałem, mimo coraz gorszego stanu kolana. Zwłaszcza, że lekko uspokoił się wiatr i wyszło słoneczko. Późnym wieczorem, wzdłuż kanału dotarłem do Terneuzen
Prawdziwy z Ciebie poeta :) Dobrze opisana wyprawa, także wiadomo jakie som walory danej trasy.
OdpowiedzUsuń