poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Pierwszy

Jako, że to pierwszy post, przydałby się jakiś wstęp. Jednak fakt, że nigdy nie wiedziałem jak to ugryźć, to może lepiej przejdę do meritum. Będę tu wrzucał krótkie relacje i foty z podróży (głównie rowerowych), także retrospektywne.

A więc.
#1 31.03.2013 - Trasa rowerowa Terneuzen - Gent - Ooudenarde - Gent - Terneuzen ok 155km

Dlaczego taka trasa? W Ooudenarde był wyścig kolarski Tour de Flanders, belgijski klasyk ze światową czołówką szprycerów kolarzy. Nie nastawiałem się na jakieś konkretne odcinki - chciałem bardziej zobaczyć finisz oraz ogarnięcie tego wszystkiego od strony logistycznej w miasteczku, które od paru dobrych dni tym wyścigiem żyło.

Pierwsze kilkanaście km trochę "na czuja", nie sprawdzałem konkretnie trasy - trzymałem się oznaczeń, jakich w Holandii pełno. Po dojechaniu do kanału (swoją drogą przeogromny), jechałem już wzdłuż jego brzegu, aż do Gent. Początek trasy mimo sprzyjającego wiatru, zaskakująco wolny - nie przekraczałem raczej 20km/h.

Po Gent, jak i po całej Belgii nie spodziewałem się niczego niesamowitego. Oczywiście jak często bywa w takich sytuacjach, Belgia, a właściwie to Flandria zaskoczyła mnie in plus w paru dziedzinach.
1) Niesamowita infrastruktura rowerowa - do rowerów szosowych zdecydowanie lepsza niż w Holandii! Wydzielone pasy asfaltowe po obu stronach jezdni, mało utrudnień, świateł etc.
2) Gent, jako bardzo klimatyczne i malownicze miasteczko
3) Wydaję się, że widać więcej życia i spontaniczności wśród mieszkańców niż w południowej części Holandii. Na ulicach były całe tabuny ludzi, także w strojach ludowych
4) Duża ilość małej gastronomii i Nachtwinkel (sklepów nocnych) - od razu czuć studencki klimat ;)

Parę fot z Gent (pierwsza fota z powrotu, przy znacznie lepszej pogodzie). Niestety jakość nie powala, foty z 3-letniej komórki Sony-Ericsson.



Przy wyjeździe z Gent była godzina ok. 13:30 i musiałem podjąć ważną decyzję, czy próbuję zdążyć na wyścig czy rezygnuję. Jako, że poddawać się nie lubię, mimo słabego czasu i bólu w prawy kolanie ruszyłem dalej. Upór został wynagrodzony, bo łatwo znalazłem ładną ścieżkę rowerową, wzdłuż rzeki aż do samego Ooudenarde. Miasto w promieniu ponad 1km od centrum jakby opuszczone - cisza, spokój, dziwna aż pustka. Gdy dojechałem bliżej mety wiedziałem dlaczego. Całe miasto żyło tym wydarzeniem. Wszędzie rozdawane małe flagi Flandrii oraz łapki sponsora. Pełno ludzi w ogródkach piwnych przy telebimach. Miałem szczęście, do mety zawodnicy mieli jeszcze niecałą godzinę. Żałuję tylko, że nie dysponowałem gotówką (pojechałem z 0,30E w portfelu:), bo sprzedawano ładne ciuchy kolarskie w cenach bardzo outletowych (od 15E za komplet - pełna rozmiarówka). Przynajmniej będę miał motywację, aby wybrać się na jeszcze jakieś flandryjskie ścigania ;)

Co do wyścigu, wygrał Cancellara przed faworytem Saganem. Foto zapożyczone z peleton.pl ;)


W okolicach mety dobre parę tysięcy ludzi. Domyślam się, że miejsc w hotelach nie starczyło. Czuć było atmosferę kolarskiego święta. Przynajmniej się nie czułem jak odmieniec na rowerze ;)



Ok 17:30 ruszyłem w drogę powrotną. Jako, że czekała mnie długa trasa, skróciłem sobie drogę krajówka. Był to strzał w "10" - bo mimo, że droga dwupasmowa, miała wydzielone ładne pasy rowerowe. Do Gent praktycznie doleciałem, mimo coraz gorszego stanu kolana. Zwłaszcza, że lekko uspokoił się wiatr i wyszło słoneczko. Późnym wieczorem, wzdłuż kanału dotarłem do Terneuzen


1 komentarz:

  1. Prawdziwy z Ciebie poeta :) Dobrze opisana wyprawa, także wiadomo jakie som walory danej trasy.

    OdpowiedzUsuń